czwartek, 25 września 2008

Kryzys... w USA?

Widzę, że teraz Polska i cały świat patrzy ze strachem na USA, by przypadkiem nie zarazić się od Stanów Zjednoczonych tym całym kryzysem, jak jakimś strasznym, nieuleczalnym wirusem. W Polsce bida aż piszczy (to, że na ulicach widać 10x więcej limuzyn klasy średniej wyższej, niż jeździło ich jeszcze kilka lat temu nie świadczy o tym, że w Polsce jest dobrobyt i dostatek - przyp. dla Macieja i innych czepialskich), a wszyscy analitycy i politycy bardziej zajmują się sytuacją gospodarczo- ekonomiczną w USA, niż na własnej ziemi. Czemu tak? By za kilka miesięcy lub lat móc zgonić wszyskie ekonomiczne niepowodzenia na to, że tak jak „za komuny” Amerykanie zrzucali na nasze kartofle stonkę ziemniaczaną, tak teraz przysłali nam kryzys ekonomiczny…;) A jak zaczął się obecny kryzys w USA?
Oczywiście niemały w tym udział miała i ciągle jeszcze ma tania siła robocza z 1,2miliardowych Chin, 1miliardowyh Indii, i reszty krajów trzeciego świata. Z całego USA i z całego zachodniego świata zaczęto masowo przenosić fabryki do „Państwa Środka”, albo sprowadzać za bezcen gotowe produkty z owych krajów. Ale totalnym przyśpieszeniem kryzysu w USA była prawda o amerykańskiej gospodarce. Okazało się, że cała Ameryka, połowa firm, niemała część ich giełdy, to tak naprawdę jedna, wielka „bańka mydlana”. Firmy fałszowały raporty i księgi przychodów (tzw. kreatywna księgowość), by wykazywać zyski, ukrywać straty, tylko po to, by akcje ich firmy pięły się i pięły na giełdzie. Ceny akcji się pięły, prezesi co roku przyznawali sobie wielomilionowe premie za doskonałą kondycję spółki i wszystko było OK. Podobnie robiły i ciągle robią np. kampanie naftowe, które może nawet wielokrotnie zawyżają ilość ropy, która znajduje się w ich polach roponośnych.
Nikt przecież nie wejdzie im do dziury w ziemi i nie będzie obliczał pojemności złoża – dlatego teraz wszystkie Texaco, itp. mają akcje po tyle, po ile mają (ExxonMobil zarobił w ciągu roku „na czysto” 14miliardów dolarów – o 18% więcej, niż w rekordowym poprzednim roku). Teraz właśnie te kampanie mogą dyktować cenę paliwa na amerykańskim, więc i na światowym rynku, wcale nie rosnącą ze względu na wzrost cen ropy na giełdach światowych. Dziś 3$/galon, za dwa miesiące 4$, a za pół roku 5$ i nikt nie zmieni tego, co zechce wielki teksański sponsor Prezydenta Busha seniora, Busha juniora i pewnie połowy innych przeszłych i przyszłych prezydentów, gubernatorów, senatorów,
kongresmenów.
Bańka mydlana pękła, gdy wyszła na jaw kreatywna księgowość w Enronie – gigancie energetycznym zatrudniającym ponad 22 tysiące pracowników. Okazało się, że firma, która była jedną z większych notowanych na giełdzie, tak naprawdę jest bankrutem. Księgowa odpowiednio przesuwała straty między inwestycje, przekupione audyty tego nie wychwytywały i wszystko na papierze przez wiele lat wyglądało OK. Tysiące ludzi zostało bez pracy, bez funduszu emerytalnego, z niespłaconymi domami, samochodami. To był początek. Później okazało się, że nawet potentaty typu Microsoft to też wirtualne potęgi. Przecież to tak naprawdę tylko kilkaset komputerów w Dolinie Krzemowej i kilkaset mądrych mózgów programistów. Wystarczy, że ktoś wymyśliłby jakiś lepszy od Windows system operacyjny, tańszy lub nawet darmowy, a sądy na całym świecie nałożyłyby na Microsoft dziesiątki miliardów kar za praktyki monopolistyczne i… znów miliony ludzi traci miliardy wirtualnych, giełdowych dolarów. Działo się to wszystko w czasie, gdy swoje pazury zaczął pokazywać chiński Tygrys z jego 10% wzrostem gospodarczym i tak tanią siłą roboczą, że pracownicy w USA zaczęli tracić pracę, bo wiele komponentów i gotowych produktów przypływało do USA z Kraju Środka. Niedaleko mnie jest sklep w którym wszystko kosztuje 1dolara. Sklep jest wielkości naszych Tesco, Makro czy Carrefour i naprawdę jest wszystko po 1$. Nie mniej niż 98% rzeczy nosi naklejkę Made in China. A obok jest sklep, na którego froncie powiewa amerykańska flaga i widnieje napis: Buy American. Ale przecież Chiny nie chcą zarzynać największego rynku zbytu.
Abstrahując od kolejnego powodu upadku Stanów Zjednoczonych – Bilionów dolarów, które rząd USA wydał i codziennie jeszcze wydaje na wojnę w Iraku zamiast na stabilizację upadającej gospodarki. Przez kiepską sytuację i upadek wielu linii lotniczych po zamachach 9/11. Rząd USA wpompował w owe linie wiele miliardów USD, ale ludzie przestali na jakiś czas latać. Tanie auta, tanie paliwo, bardzo tanie lub wręcz darmowe autostrady, więc wystarczyło tylko wyjechać kilka lub kilkanaście godzin wcześniej i było się na miejscu tak samo dobrze, jak samolotem. A może nawet taniej i w bardziej dogodnych godzinach i z praktycznie nieograniczoną ilością bagażu jaki możemy ze sobą zabrać.
Później doszła trudna sytuacja wielu ubezpieczycieli, gdy trzeba było wypłacić miliardowe odszkodowania za zniszczenia spowodowane przez Catrinę itp. huragany. A do tego wszystkiego doszło załamanie na rynku nieruchomości. Przed kryzysem kredyt na mieszkanie w USA mógł dostać prawie każdy. Wystarczyło, że np. zbierało się puszki na ulicy i miało kwit ze skupu metali kolorowych, że to co miesiąc przynosi jakiś tam dochód. Bank zatem kredytował takiemu komuś dom lub mieszkanie dobrze wiedząc, że ktoś musi wpłacić np. 10-20% wartości mieszkania. Mieszkania ciągle drożały, więc bank miał „na dzień dobry” 20% wartości mieszkania, oraz rokroczny wzrost jego rynkowej wartości. Gdy delikwent przestawał spłacać raty, bez żadnych tam formalności wywalało go się na zbity pysk. Żadni tam leniwi komornicy, wielomiesięczne postępowania komornicze, odwołania, okresy ochronne na eksmisje, itp. Mijał ostateczny czas spłaty raty widniejący na ostatnim monicie w sprawie zadłużenia, pojawiał się „pan przeprowadzka na zbity pysk”.
Wysiedlono pierwszego niespłacającego swojego kredytu hipotecznego. Drugiego, dziesiątego, setnego, tysięcznego, milionowego… Banki były szczęśliwe, bo dostawały domy często spłacone już w niemałej części. Ale gdy spłacać je przestało ponad milion rodzin, wtedy zaczął się problem przewagi podaży nad popytem. Pustych mieszkań na sprzedaż było i jest coraz więcej, a ludzi, których na nie było i jest stać coraz mniej. Rynek mieszkań stanął, banki kredytujące budowę mieszkań lub ich zakup zaczęły tracić płynność finansową. Klienci banków zaczęli wpadać w panikę wycofując pieniądze i doprowadzając banki do upadku. I tak oto amerykański sen zamienił się w horror dla milionów ludzi na całym świecie, (bo w amerykański rynek nieruchomości inwestowali wszyscy wielcy tego świata). Kto śledzi WIG i ulokował na polskiej giełdzie papierów wartościowych swoje pieniądze, ten wie, czym między innymi była spowodowana ostatnia, ciągle trwająca korekta kursów.
Z racji recesji i spadku popytu na dobra produkowane w U.S.A. (Japończycy zaczęli przejmować coraz większą część rynku samochodowego, a Chińczycy zaczęli zalewać U.S.A. wszystkim, co tylko produkują) zaczęto zamykać lub przenosić do innych krajów fabryki samochodów, itp. A gdy załogi się buntowały przeciw masowym zwolnieniom, właściciele fabryk zgadzali się zachować zatrudnienie pod warunkiem zgody załogi na obniżenie o połowę płacy, i załogi zazwyczaj się godziły (z 28$/h na 14,25$ – to obecne (18 maja 2008) stawki i warunki wynegocjowane w jednej z fabryk samochodowych w Detroit).
Oczywiście to tylko przedłuża agonię danego oddziału wielkiego producenta samochodów. Zadłużenie Amerykanów w bankach jest tak wielkie, że banki nawet nie chcą „piskać”, by ktokolwiek w końcu zaczął to wszystko spłacać, by nie zacząć kolejnej zapaści – tym razem kredytów konsumenckich. Tu można ogłosić upadłość finansową osoby prywatnej. Czyli – gdy zaciska nam się na szyi pętla kredytowa, mówimy „PASS”, banki zabierają nam wszystko, co mamy, ale możemy wszystko zacząć od nowa. Wziąć na raty kolejne mieszkanie, samochód – pewnie tym razem nie tak duży i drogi dom, nie tak nowy i duży samochód, no i nie tak łatwo dostaniemy ten kredyt – ale kto wie, tu Amerykanin nie uczy się na błędach, bo nie jest Polakiem.
Obecnie kandydaci na prezydenta USA obiecują 5milionów miejsc „zielonej pracy”. Oznacza to pracę przy ekologicznej energii (fabryki elektrowni wiatrowych, farmy takich wiatraków, ekologiczne rolnictwo, biopaliwa, agro-turystyka, itp.).

Większość Amerykanów nie przyjmowało do wiadomości tego, 
co się dzieje z ich gospodarką i walutą do czasu, gdy Raper – 50cent w jednym ze swoich teledysków wiózł walizkę pełną 500Eurowych banknotów, zamiast 100Dolarówek. To naprawdę była wtedy wiadomość dnia we wszystkich amerykańskich serwisach informacyjnych i ekonomicznych. Ale póki Amerykanie nie wyjeżdżają masowo na wakacje za granicą (bo nie muszą – w Ameryce mają wszystko – i góry i doliny, i rzeki i jeziora, i pustynie i wieczne śniegi, i wszystkie zabytki świata skopiowane jak nie w Las Vegas, to w Disneylandach), póki nie czują tego, że za ich pensję zamienioną na obce waluty w innych krajach stać ich na niewiele, to naprawdę jeszcze nie wiedzą, jak zubożeli w globalnej gospodarce.
Kilka miesięcy temu w Belgii i w Holandii przez jakiś czas dolar taniał tak bardzo, że przestali go w ogóle wymieniać w bankach i kantorach. Teraz Amerykanie tylko powinni się modlić, by Chińczycy, (czyli ciągle wschodzący azjatycki tygrys) nie zarżnęli finansowo USA. Mają w swych dłoniach wszystkie do tego niezbędne narzędzia. Nie mieli w co inwestować miliardów dolarów, które generuje ich gospodarka, więc kupowali obligacje USA warte dzisiaj setki miliardów, biliony dolarów. Kilka razy tyle dolarów mają w gotówce, jako nadwyżka w bilansie handlowym. Wystarczy wszystko to wpompować z powrotem do USA i nastąpi ekonomiczny koniec ostatniego mocarstwa na Ziemi. Dlatego właśnie USA zawsze będzie popierał Chiny we wszystkim. Mordują Tybet? A niech mordują – pewnie Tybetańczycy to terroryści, więc należy im się śmierć.
  
1. Enron na sprzedaż. Akcje w kilka dni przecenione z 90$ do zaledwie kilku centów. Upadek tego przedsiębiorstwa w 2001 roku przewrócił amerykańską giełdę i sprowadził „do parteru” ceny akcji przedsiębiorstw nowoczesnych technologii.
2. Buy American! Patriotyzm ekonomiczny zaczął się w USA o wiele za późno…
3. Sklep, w którym jeszcze rok temu robiłem zakupy (min. cyfrową lustrzankę Canona, 2 kamery z HDD i 2laptopy) dzisiaj mogę sobie kupić w całości – pewnie za cenę niewiele wyższą, niż kawalerka w Warszawie.

Tę notkę, tak jak większość tego bloga pisałem w kwietniu 2008, gdy USA było dla mnie świeżością. Wystarczyło przyjechać, spojrzeć na ten cały „burdel” i obiektywnie lub subiektywnie stwierdzić, że wkrótce to się wszystko zawali. Tak więc czasem w swoim „czarnowidztwie” staję się niestety jasnowidzem…

1 komentarz:

Zostaw po sobie ślad...