wtorek, 30 grudnia 2008

Alkohol i kierowcy...

W Polsce alkohol krzyżuje się z kierowcami szczególnie dobrze w okolicach świąt oraz w dni imienin właścicieli popularnych imion. W Wigilię, w Boże Narodzenie, w Sylwestra, i w tym podobne dni ilość hektolitrów alkoholu krążących w organizmach kierowców jest zatrważająca. W USA alkohol może się krzyżować z kierowcami codziennie, bo limit alkoholu w organizmie kierowcy będącego mieszkańcem stanu Michigan może wynosić 0,8 promila (w Polsce do 0,2 promila).
Alkoholu, jak wszyscy wiemy, nie może legalnie w USA kupić ktoś, kto nie skończył 21 lat. Baa… na ostatnim rachunku z Wall-Mart przeczytałem „Jeśli klient wygląda na młodszego niż 40 lat, to poproś o dokument stwierdzający jego wiek”. Wolą zatem poprosić o dowód osobisty czy prawo jazdy 40 latka, albo nawet młodo wyglądającego 50 latka, niż mieliby nie poprosić o taki dokument 20 latka i złamać prawo sprzedając mu alkohol.
Czy to dobrze, czy źle- nie mi oceniać, bo 21 lat skończyłem… kilka lat temu;) Dziś kręciłem się przy lodówkach z piwem w Liquorowni pewnego Araba. Widział, że nie jestem Amerykaninem i pewnie nie za bardzo posiadam jakiś dokument stwierdzający mój wiek. Dodatkowo tachałem ze sobą wielkie pudełko z pizzą, więc piwko do niej by mi się na pewno przydało. Puścił do mnie oko, że pewnie by mi sprzedał to, co mnie interesuje, bo już wyglądam na pełnoletniego, ale nie chciało mi się wypróbowywać zalet mojego wyglądu, by się nie załamać, że już nie wyglądam na nastolatka;) Dla Araba utrata koncesji to mniejsze zagrożenie, niż utrata zysku ze sprzedaży mi piwa:) W końcu ma tyle dzieci, że sklep przepisze na któreś ze swoich dzieci i na nie otrzyma nową koncesję.
Głupie natomiast mi się wydaje to, że w samochodzie nie można przewozić otwartego alkoholu. Nawet w bagażniku! Wypijemy sobie np. na plaży lub przy ognisku pół butelki jakiegoś dobrego i drogiego trunku, i resztę albo musimy wylać, albo siedzieć do końca butelki – uważając, by nie przekroczyć 0,8 promila. Gdy w bagażniku naszego samochodu policjant znajdzie otwartą butelkę np. piwa – to złamaliśmy prawo i płacimy mandat, albo nawet możemy trafić do aresztu. Oczywiście policjant nie ma prawa bezpodstawnie przeszukać samochodu. Jak to zrobi bezpodstawnie, znaleziona otwarta butelka nie będzie dowodem. Ale podstawą zatrzymania i przeszukania może być np. nasze zygzakowanie na drodze, zataczanie się, czy problem z wyrecytowaniem alfabetu.
W ogóle w stanie Michigan można prowadzić auto z 0,8 promilową zawartością alkoholu we krwi. Nie wiem, jak policjant może to sprawdzić z tych ich śmiesznych testów trzeźwości, które polegają na przejściu wzdłuż linii prostej, podniesieniu jednej nogi do góry i policzeniu 101, 102, 103…, wyrecytowaniu alfabetu od A do Z i od Z do A, zamknięciu oczu i dotknięciu palcem do czubka nosa, itp. Gdy spowoduje się wypadek po pijanemu, idzie się do więzienia bez żadnych tam ceregieli, i do końca życia pozostaje we wszystkich naszych rejestrach i papierach to, że byliśmy DUI (Driving Under Influence czyli jazda po wypiciu alkoholu). Nawet księżniczka Paris Hilton poszła na kilka dni do aresztu za to, że n-ty raz złapano ją na jeździe po pijanemu. Gdy tylko prowadzi się po spożyciu i zostanie to stwierdzone, też można trafić do więzienia, albo, gdy nasz prawnik udowodni, że jesteśmy alkoholikami, płaci się mandat, ale nie traci prawa jazdy (w końcu alkoholizm to choroba, a chorych nie należy karać za to, że są „chorzy”). Jednak za recydywę czekają już inne sankcje. Gdy złapany kilka razy najeździe po pijanemu nie chce stracić „prawka”, musi poddać się takiej oto procedurze:
Co dany dzień tygodnia dzwoni się pod specjalny numer telefonu, gdzie „pacjentowi” przydzielany jest kolor. Np. od dziś przez tydzień naszym (pijaka) kryptonimem będzie – „zielony”. Codziennie rano i po południu dzwoni się pod ów numer i odsłuchuje automatycznego nagrania: Dziś kolor: niebieski, zielony i biały stawiają się na badanie trzeźwości. Tak więc, nigdy nie wiadomo, kiedy maszyna każe nam przyjechać i dać się „przedmuchać”. Ktoś, kto nie zastosuje się do tych zadań (bo np. nie ma telefonu;), a ciągle chce prowadzić auto – dostaje do domu kamerę i alkomat. Codziennie przed wyjechaniem z domu musi się zbadać przed okiem kamery i dane wędrują do ośrodka monitoringu. Ewentualnie można poprosić o założenie alkomatu w samochodzie. Alkomat taki uniemożliwia jazdę osobie nietrzeźwej nie pozwalając w ogóle włączyć silnika. Wszystko to (monitoring czy alkomat w samochodzie) jest oczywiście płatne z kieszeni „pacjenta” i to wcale nie mało. Ale że w USA bez samochodu żyć się nie da, a każdy obywatel (nawet alkoholik) ma prawo do posiadania prawa do kierowania samochodem, to tak właśnie pilnuje się notorycznych pijanych kierowców. Najbardziej zagorzali w swoim procederze dostają specjalną elektroniczną smycz, która pozwala im podróżować tylko na trasie praca – dom. Czy dom – szkoła ich dziecka. Pięknie, nie?;) NIE!
To, co przeraziło mnie po powrocie do Polski to to, że w każdym sklepie gówniarzeria wchodzi na stoisko monopolowe jak do siebie do domu, bierze z półek alkohol (od najtańszego piwa po najdroższe wódki), a kasjerka boi się zapytać czy aby owa osoba jest pełnoletnia. Niby nie sprzedają alkoholu nieletnim, ale nikt nie odważy się nieletniego wylegitymować. W USA muszę dać kasjerce moje prawo jazdy, by mogła ona z niego nabić na kasę moją datę urodzenia i dopiero kasa pozwoli jej sfinalizować transakcję. ZERO dosłownie ZERO odstępstw od procedury. A gdy np. ja jako nieletni pomagam nieść np. 24 puszkową zgrzewkę piwa mojej pełnoletniej koleżance, to kasjerka też ma prawo odmówić sprzedaży, bo nieletni dotykał tego alkoholu. Dziwne? Straszne? A może jednak alkoholizowanie się polskich 13-15 latków jest straszniejsze?
Kwestia tych 0,8 promila alkoholu we krwi odżyła w Ameryce tuż przed wakacjami. Może nie tyle w całych Stanach Zjednoczonych, co w stanie Michigan w którym to stanie ten limit jest tak wysoki. Jak wiadomo (nie tylko z filmów typu American Pie), amerykańscy uczniowie szkół średnich i wyższych uczelni zakończenie roku szkolnego zawsze czczą za pomocą imprez i alkoholu. Wielkie beczki piwa, wielkie półmiski ponczu, dziesiątki butelek wódki, itd, a to wszystko w kraju w którym alkohol legalnie można kupić i spożywać dopiero po ukończeniu 21 lat!;) W Polsce większość nieletnich przychodzi na takie imprezy pieszo, tudzież przywożą ich rodzice lub znajomi. W USA każdy nastolatek ma i prawo jazdy, i własny samochód, i przynajmniej kilkanaście mil do pokonania, więc jedzie i wraca z takiej imprezy najczęściej sam. Nieczęsto ginąc podczas powrotu w wypadkach spowodowanych przez samych siebie. Nie pomagały kampanie reklamowe w TV mówiące, że co roku przez wypadki drogowe nie wraca do domu 5 tysięcy nastolatków. Nie pomagały wraki aut ustawiane przy szkołach (tak jak w Polsce w miejscach „czarnych punktów” na drogach).
W pewnej szkole miały pomóc koszulki z napisami- „Nie jeżdżę po alkoholu”, „Nie świętuję końca roku szkolnego przy pomocy alkoholu”, itp. Akcja piękna i tak skuteczna, że już w pierwszy weekend jeden z koszulkonosicieli spowodował wypadek w którym zginął on sam czy też pomógł komuś innemu pożegnać się z życiem. Zatem uczniowie innej szkoły wkurzeni na tego typu hipokryzję zaczęli nosić koszulki „Pompuj do limitu – 08″. Rozpoczęło to wrzawę, że jawnie nawołują do picia, że należy ich zawiesić w prawach ucznia, nie dać świadectw ukończenia klasy, wyrzucić ze szkoły, poddać detoksykacji, albo od razu posłać na krzesło elektryczne, zanim kogokolwiek po pijanemu rozjadą. Tak właśnie działa Ameryka. Oni myślą, że to koszulki prowadzą samochody. Że jak ktoś ma na niej napisane, że nie pije, to jest trzeźwy, a jak pije do limitu, to ma pewnie z 0,799 promila. Gdy sprawa koszulek „Pump to the limit – 08″ trafiła do sądu, uczniowie wykpili się ze swojej „winy” tym, że są za tym, by tankować auto aż „po korek” bo paliwo w 2008 jest coraz droższe, a sądowi gówno do tego, w jakich koszulkach chodzą – wypadku żaden z nich nie spowodował.
Z koszulkami dla kierowców jest jeszcze jeden myk. Jako, że przy drogach często stoją policjanci i przez lornetki patrzą na kierowców (czy ci mają zapięte pasy bezpieczeństwa) nastolatkowie, którzy takich pasów zapinać nie lubią, kupują koszulki (zazwyczaj białe) na których mają nadrukowane czarne grube linie w takim kształcie, jaki kształt przybiera zapięty na torsie pas bezpieczeństwa. Ot, i już policjant nie dostrzeże tego, że szczyl jedzie bez pasów. Takie to młode, amerykańskie społeczeństwo sprytne;)
 


1. Jeśli wyglądasz na młodszego niż 27 lat, to powinieneś mieć ID, gdy podchodzisz z alkoholem do takiej samoobsługowej kasy w markecie. Oczywiście 17 latek może mieć 0,79 promila alkoholu i zgodnie z prawem prowadzić samochód (oczywiście lepiej żeby nie zdradzał, kto mu sprzedał/ kupił/ podał alkohol!).
2. Jak nie chcesz zapinać pasów, możesz kupić sobie taką koszulkę i wtedy policjant już nie dostrzeże, że nie zapiąłeś pasa i nie da Ci mandatu zgodnie z zasadą „Click it or ticket”.
3. Film propagujący trzeźwą jazdę. W Michigan możesz zatankować do 0,8 promila, ale jak wyrecytujesz poprawnie alfabet i zrobisz jaskółkę bez przewrotki, to Cię puszczą, bo inaczej Twojej trzeźwości badać nie mają prawa – dobre, nie?;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie ślad...